niedziela, 26 marca 2017

Na Syberii
Były lata
Lata całe
Do dziś jakże pamiętliwy
Mróz siarczysty
I ten mocno
Szklisty śnieg

Na drugim piętrze
Codziennie
Po schodach
I to także
I to także
Miasto Gdańsk
A w mieszkaniu
Kaflowy i jeszcze
Na węgiel piec
Sięgający aż po sufit
I z piwnicy 
W wiaderku
Mus przynieść 
Ów węgiel
By w mieszkaniu
Na drugim piętrze
Choć od czasu
Do czasu
By normalne
By domowe
Ciepło mieć

Wacław Juszko
Więzień łagrów
I kombatant
Do dziś na ścianie
Proporzec
Narodowych Sił Zbrojnych
NSZ
I codziennie spogląda
Na te Barwy
Jakże bardzo swoje Barwy
Na Czerwień
Na Czerwień
I na Biel

I na Biel
Jakże już Wpisane
Jakże już 
Mocno wpisane
W Jego Drogi

W Drogi Życia i Pamięci
Jakże mocno są wpisane
W każdą Noc
I w każdy Dzień

I w pokoju
Tuż za drzwiami
Biblioteka
I na półkach
Tuż przy każdym
Białym Kruku
Biały Kruk
I co książka
To solidna
Gruba cegła
W każdej cegle
Jakże mocno wypalony
Że aż w popiół spopielały
Narodowy
Ów Żołnierski
Partyzancki
I tułaczy
Polski Duch

I nieważne że mieszkanie
Takie skromne
I na węgiel jeszcze jest
Kaflowy piec
Na Syberii były lata
Lata całe
Bardziej zimne
Mróz siarczysty
I co noc
To ogromne
Ogromne gwiaździste
Zimne syberyjskie niebo
I gdy nawet
Nieco wiatr był się poruszył
To słyszałeś
Ów skrzypiący
Szklisty śnieg

I rezunów
Było ich
Pięćdziesięciu siedmiu
Każdy mówił
Jak był przez nich
Lach rezaty
Jak drutem kolczastym
Do przydrożnego drzewa
Przywiązywali wianuszkami
Polskie Dzieci
I patrzyli które z Dzieci
Z Dzieci Ofiar
Jeszcze żyjąc
I konając
Dłużej wytrwa

I wspominał jeden z nich
Że jest bohatyr
I dla niego
Była sprawa
Całkiem prosta
Także chętnie
Swoją Matkę
Zamordował
No bo przecież
Jego Matka
Była Polka


Telewizja wyciszała

Żeby mówić
I przeszkody też
Wyliczał
Także Gdański IPN
Bo podobno
Nie przystoi
Nie wypada
By jakkolwiek przypominać

Tamten krwawy
Krwawy czas
Który 
Jakże mocno
Tkwi w Pamięci
Po dziś dzień
No bo dzisiaj jest już
Inna Ukraina
Walczy z Rosją
A i Polski
Przy okazji
Strzeże też

I tyle opieki Państwa
Nad swoim kombatantem
Nad swoim Żołnierzem
Nad Ofiarą Łagru
Nie zajrzał tu
Ani Prezydent 
Miasta Gdańska
Ani żaden Radny Miasta Gdańska
Ani żaden Poseł
Ani żaden Senator

Wacław Juszko
Którego syn
Kapłanem jest
W odległej 
Pomorskiej Parafii
Córka też w służbie u Pana
W odległych Wadowicach
Żona już od tylu lat
Na tamtym świecie
A On Świadek Historii

W czterech ścianach mieszkania
Wspomina i ostatnie
I odległe dzieje
Dzieje Polski

I Europy
I Świata
Jakże zawsze
Otwarcie
Szczerze
Zwłaszcza to Wszystko
Co dzieje się w Polsce
Bezwzględnie
Komentując
Nazywając wprost
Co Czarne to Czarne
Co Białe to Białe

Ilustracje:
Archiwum Foto 
płk Wacława Juszko
Stanisław J. Zieliński
 Tekst
Stanisław J. Zieliński
26.03.2017 R







środa, 22 marca 2017

Pan Janusz Armatowski i jego Czterdzieści Prawdziwych Gwiazd


Pan Janusz Armatowski

I jego Czterdzieści

Prawdziwych Gwiazd



Kręte drożyny

Od centrum wioski

Tu gdzie pagórki

I gdzie skraj lasu

Tu od pokoleń

W swojej zagrodzie

Wiedzie swój żywot

Nawet dostatni

Na stu hektarach

Janusz Armatowski



Kto tu zawita

Podziwia każdy

Bo w swoich Włościach

Ma same gwiazdy



Każda z kolczykiem

Że samo złoto

I każda perłą

Niezwykle cenną

Niezwykle drogą



I każda dama

I każda 

Mleczna Kraina

Szczęścia

Której Pan włości

Nie szczędzi serca



Jest tak przywiązan

Do tego Stada

Że jest codziennie

W tym swoim Drogim

Szacownym Gronie

Jest już codziennie

Od wczesnego rana

I nawet Pani Balbina










 

I mimo sprytu
I doświadczenia

Z jakimże trudem

Od tego Grona

Swego Janusza


 
Do domu ciągnie
Czy na śniadanie
Czy to na obiad



I nawet Kaukaz

I Dwie Wilczyce

Którzy od lat już

Są tu na warcie

Przez całą dobę

Chociaż są łase

Na każde słowo

I gest od Pana

Szanują swego Pana

I szanują swego Pana

Zwyczaje

Jakże dobrze wiedząc

Że przecież ich Pan

Obok swojej damy

Z Grona Czterdziestu

Nigdy a nigdy

Nie przejdzie obok

I mówi czule

I głaszcze czule

Nie mogąc nadziwić się

Swemu Szczęściu


I jego to sekret
Lecz swoją drogą

Dla każdej zawsze

Ma swoje ciepłe

Serdeczne słowo

I każda dama

Jakże szczęśliwa

Że z tego szczęścia

To przecież szybciej

Niż na drożdżach rośnie



A Pan Janusz Armatowski

Nieraz ma całkiem

Niemały kłopot

 

Gdy  w swoich sprawach

Ma wyruszyć w drogę

To jakże długo

Jakże nieraz długo

I jakże dokładnie

I jakże szczerze

Musi tłumaczyć się

Przed każdą Ślicznotą

Że wyjeżdża przecież

Tylko na niedługo

I że na pewno

Jak tylko

Sprawy załatwi

To zaraz migiem

U swoich wszystkich

Czterdziestu Ślicznotek

Niebawem będzie



I nigdy nie są

To jakieś wykręty

Bo u Janusza Armatowskiego

Słowo to honor

I duma rodu

A tym bardziej dane Tu

Każdej damie

Pędzi więc swoją

Prywatną drożyną

Że aż czasami

Podskakuje mesio

Bo tyle zawsze

Kosztuje słowo

Ażeby zawsze

Zawsze tym samym

Zawsze słowem było



A gdy już wróci

Radość ogromna

Jedna przez drugą

Powitać pragnie


Że jakże często

Choć każda swoim głosem

A że to czynią

Wszystkie Czterdzieści

Jednocześnie


Przeto witają 
Swojego Pana

Jakże uroczyście
Jakże chóralnie

Że aż Chór Męski


Z samych Trąbek Wielkich

To w tym monecie

Miałby z kim konkurować

Nie pod względem kunsztu

Nie pod względem repertuaru

Ale li tylko pod względem

Spontaniczności

I skali głosu



I jego sekret

Lecz swoją drogą

Dla każdej zawsze

Ma swoje ciepłe

Serdeczne słowo

I każda dama

Jakże szczęśliwa

Że z tego szczęścia

To przecież szybciej

Niż na drożdżach Rośnie

 
Stanisław J. Zieliński

Od autora:
Pan Janusz Armatowski gospodarzy na 100 hektarach ziemi własnej   
i dzierżawionej w Postołowie, a właściwie, to już za Postołowem, wśród rozległych pagórków, przylegających do ściany lasu, z pięknym źródełkiem i strumykiem. Mocno odciśnięte ślady ciężkiego sprzętu jakże odzwierciedlają dzień powszedni na tym skrawku ziemi. Pan Janusz Armatowski jest członkiem Związku Hodowców Bydła Mlecznego i Spółdzielni Producentów Mleka "Pomorze". Jego hodowla liczy 40 krów, o które - jak na dobrego włodarza przystało, a gospodarzył tu także jego Ojciec i Dziadek - troszczy się w sposób nadzwyczajny, za co zapewne są mu bardzo wdzięczne...
Ten Nasz Polski Wiejski Świat nie jest jednak wolny od unijnych absurdów - nadal dopłaty w Polsce są znacznie niższe niż mają rolnicy w krajach tzw. starej Unii...Dygnitarze z Brukseli premiują...zaniżanie  produkcji...Litr mleka nadal jest tańszy niż litr smakowej wody do picia ...mimo iż koszt produkcji obu tych asortymentów ma się tak jak przysłowiowy dzień do nocy...

22.03.2017 R


































niedziela, 19 marca 2017

I Mistrz Polskiegoi Krawiectwa Pan Michał Stenka

I Mistrz Krawiectwa Polskiego

Pan Michał Stenka



A Ciebie Mistrzu

Polskiego Krawiectwa





Rzucił do Żukowa

Czyżby

Ten Tajfun

Tajfun prosto z serca



A Ciebie Mistrzu

Panie Michale Stenka

Co Ciebie

Przywiodło

Tu do Żukowa

Może po prostu

Ta zbyt prosta droga

Jakże codziennie

Z postojami 
W korkach



I wiatr dopowiada

Który traktem traktem

Wprost od Gdańska

Nieważna droga

Ta w kilometrach

Ważna ta droga

Która prosto

Z Serca



I tak zostało

I tak już biegnie

I jest ta przystań

I pewne miejsce



I start udany

Do końca świata

Pracownia Krawiecka

U boku Żony

Jakże przyjazna

Jakże przytulna

Jakże przestrzenna

Bo tak od razu

Na dwóch kondygnacjach



I Mistrz dostrzeżon

Za co Bogu wdzięczny

Bowiem wśród klientów

Mistrza Pana Michała

Są także

Są całe Rodziny

A i Posłowie

A i Prezydenci

I Gdańsk zagląda

I Sopot i Gdynia

A z centrum Polski

Także i Warszawa

Bo kunszt idzie w parze

A z kunsztem

Ceny



Czas więc dopowiedzieć

Bo po cóż ma być

Skrywana ta

Tajemnica wielka

Był ongiś

W Rzeczypospolitej

Ów Mały Rycerz

Który gdy

Zwycięskiej bitwy

Nie stoczył

To aż mu w dłoni

Dosłownie sama

Szła w tany szabelka

A dziś jest taki

Drugi Mały Rycerz

Pan Michał Stenka

Że niebawem jak nic

Pierwsza w Polsce



Złota Igła

Polskiego Krawiectwa



I gdy Niedziela

I gdy Lud idzie tędy

Do Kościoła

To tu gdzie szyld przy ulicy

Mistrza Pana Michała Stenki

To Lud aż wdycha

Serdecznie

Ciepło

Bo Mały Rycerz

Polskiego Krawiectwa

Pan Michał Stenka

Człowiek poczciwina

I Lud Żukowa

Jakże dobrze pamięta

Jak tu przed siedmiu laty

Przybywszy z Gdańska

Jak tu wszystko zaczynał

Od pokoiku

Na nieco ponad

Dwudziestu metrach

I swoim dzieciom

Dorastającym

Którym nie zawsze

Wszystko udaje się

Z Pana Michała Stenki

Radzą brać przykład



A i z bocianami

Pan Michał Stenka

Też trzyma

Choć fraków im chyba

Jeszcze nie szyje

Ale jest w domu

Już trójka dzieci

Można więc
Z pewnością

Powiedzieć głośno

Że przez siedem minionych lat

Pan Michał Stenka

Rozbudowując Swoją

Pracownię Krawiecką

Od razu 
Przy okazji

Rozbudował też

I swoją Rodzinę

Choć tak 
Do końca

To jeszcze zupełnie

Nie wie

Czy już ma kompletną

Pełną

Tak naprawdę

To tego jeszcze

Nie wie do końca



I wpadł tu kiedyś

Nauczyciel

Pana Michała Stenki

Mistrz Sztuki Krawieckiej

Pan Jarosław Konaszewski

Pomimo wcześniej

Paru zgrzytów

Nawet serdecznie

Ze swoim uczniem się Przywitał

Ale i z dumą

Że jego uczeń

Tak szybko rośnie

W tym Polskim Rzemiośle

Ale i z obawą

Że swoimi klientami

Przyjdzie się podzielić

I to nie raz

Oj nie raz

Bo Pan Michał Stenka

To już jak nic

W tym Polskim

Rzemiośle Krawieckim

To już prawie elita



I tyle ongiś

Pokładał w nim nadziei

Że może i wspólnik

A może i następca

A Pan Michał Stenka

Tak nagle do Żukowa uciekł

I to skąd

Od niego

Wprost z metropolii

Tu do Żukowa

Niemal wśród pól rozległych

Już przy trasie wylotowej

Na Kaszuby

Szukać swego miejsca

I był niemal pewny

Że Pan Michał Stenka

Poszedł tam na zatracenie

Swojego talentu

Bo szybciej znajdą go tam

Zające wrony i kruki

Miast trafić

Na dobrego klienta

I jeszcze nawet dziś

Nieraz mruknie
Pod nosem

Że też nie przeszkodził

Jak tak nagle mignęła

Ta barwna

Zwiewna podszyta wiosną

Tą szczególną wiosną

Sukienka





I z zadumą

Popatrzy w swoje

Wystawowe okno

Czy jakiej tam

Jeszcze swojej

Jeszcze jednej

Wiosenki nie widać

I sam wnet cofa się

W głąb swojego Salonu

Salonu Mody

Co by o tym powiedział

Pan Michał Stenka



Że jego Nauczyciel

Idzie za nim krok w krok

Idzie jego drogą



I start udany

Do końca świata

Pracowania Krawiecka

U boku Żony

Jakże przyjazna

Jakże przytulna

Jakże przestrzenna

I tak od razu

Na dwóch kondygnacjach





Ilustracje
Strona Internetowa
Zakład Krawiectwa 
Michał Stenka 

Archiwum Internetowe 

Stanisław J. Zieliński

 Tekst
Stanisław J. Zieliński
19.03.2017 R